Wydawałoby się, że już można się uspokoić i zapomnieć, ale Stany ciągle upierają się przy swoim stanowisku: chcecie potoku - dostaniecie sankcje. Budowa Nord Stream 2 ciągnęła się tak długo, że straciła na znaczeniu, Europa wyraźnie zmniejszyła zużycie gazu, spadła cena gazu, a eksperci, w tym rosyjscy, twierdzą, że nawet jeśli budowa zostanie ukończona, rurociąg nie będzie działał z pełną przepustowością. Jednak Amerykanie nadal nalegają na wprowadzenie sankcji.
Tym razem nie ograniczyli się do jednego strumienia, a połączyli „turecki” z „północnym”. Nowe środki będą miały wpływ zarówno na inwestorów, jak i partnerów tych projektów. „Jest to wyraźny sygnał dla firm zaangażowanych w projekty złego wpływu Rosji, że [Stany Zjednoczone] nie będą tego tolerować: wynoście się stąd natychmiast lub będą konsekwencje” - powiedział sekretarz stanu Michael Pompeo podczas prezentacji sankcji. Ten krok jest skierowany głównie do ubezpieczycieli statków, firm usługowych i firm certyfikujących. Bez tych dokumentów nie będzie możliwe rozpoczęcie eksploatacji gazociągu. Zakaz inwestycji automatycznie zamrozi ponad 700 mln euro zainwestowanych w Nord Stream 2 przez inwestorów zagranicznych, łącznie dotknie to ponad 120 firm z ponad 12 krajów europejskich.
Berlin nie będzie groził Stanom Zjednoczonym odwetowymi sankcjami i być może gra na dwa fronty, twierdząc, że popiera budowę Nord Stream 2, bo jeśli spojrzeć na fakty, to poza słowami nie ma wsparcia ze strony Niemiec. Nord Stream 2 to komercyjny projekt realizowany na podstawie prawodawstwa UE. To, że Kongres Stanów Zjednoczonych pełni rolę regulatora spraw europejskich, jest absurdalne - powiedział po raz kolejny Klaus Ernst, przewodniczący Komisji Gospodarki i Energii Bundestagu. Jednak Rosjanie chcieliby od Niemiec mniej gadania, więcej robienia.